Co nas kręci, co nas podnieca, czyli subiektywnie na każdy temat

sobota, 25 lutego 2012

And the Oscar goes to...

     
 Witajcie! Pierwszy wpis, wita Was ;) Mamy nadzieję, że polubicie naszego bloga. Nie musicie śnić o nim po nocach, ale jedna myśl dziennie to już sukces ;)) W takim razie przechodzę do tematu dzisiajeszego posta!

        Jestem świeżo po 1:38:54 z  Marilyn. To 7 film, który obejrzałam (do tej pory) z listy nominowanych w tym roku.* Jutro rozdanie i wszystko stanie się jasne. W tamtym roku miałam jednego, największego faworyta, jeżeli chodzi o film roku jak i aktora-moje serce i podziw oddałam dla "The King's speech" oraz, oczywiście Colina Firth'a (kocham go!). Teraz, kciuki trzymam za Michelle Williams, która wcieliła się w MM.
        Bardzo zdziwiłam się, kiedy ogłoszono nominacje. Moje zdziwienie spowodowane było brakiem nominacji dla samego filmu, ponieważ nominację dostała właśnie Williams. Jeżeli mam być szczera, dzieło Simona Curtis'a bardziej zasługiwało na nominację niż film Allena. Ale to w końcu zdanie Akademii, dlatego kciuki w tym roku trzymam za "Artystę", chociaż wszyscy wiemy, że szczególnie ich nie potrzebuje ;) Żałuję, że nie widziałam jeszcze "Żelaznej damy" ponieważ chętnie zobaczyłabym tą wybitną rolę Meryl Streep, która zapewne (mimo moich kciuków) przyniesie jej statuetkę w kategorii Najlepsza Aktorka. Wierzę jednak, że jeżeli nie zdarzy się to jutro-nazwisko Michelle prędzej czy później odczytane zostanie na gali Nagród Akademii.
        Podczas oglądania doszłam do kilku wniosków. Cały film był o Marilyn, jednak to nie ona była główna bohaterką. Oczywiście, gdyby nie ona, życie bohaterów nie uległo by zmianie, jednak cały film wirował w okół uczuć młodego Colina. Ich drogi zeszły się, przez co mogliśmy bliżej poznać MM, która wcale nie zawsze była i nie zawsze chciała nią być. Uznaję rolę Monroe, za bardzo trudną i wymagającą, ponieważ Michelle nie tylko musiała zagrać gwiazdę, jej zagubienie, szaleństwo, ale również musiała pokazać jakie trudności sprawiało Marilyn odgrywanie innych ról. Powiecie pewnie, że każdy kto gra aktora w filmie tak ma. Ja odpowiem jednak: tu jest inaczej. Dlatego odsyłam Was do zobaczenia tego pięknego, pięknego filmu ;)
        Ale nie skupiałam się tylko nad głównymi postaciami. Moją uwagę od początku przyciągnęła Emma Watson i mimo, że wystąpiła w niewielu scenach, bardzo mi się spodobała. W ogóle nie myślałam o niej przez pryzmat Hermiony. Patrzenie na nią sprawiało wiele przyjemności i chętnie zobaczyłabym ją w wielu innych filmach.
        Mogłabym tak siedzieć i pisać całą noc, najpierw o tym filmie, później o kolejnych. Książki i filmy-to polecam każdemu. To cudowne uczucie, kiedy możesz wkroczyć w inny świat,w wiele innych światów. Każda nowa okładka wprowadza w zupełnie inną rzeczywistość. Na sam koniec zachęcam Was do zobaczenia "My week with Marilyn". Naprawdę warto, każda minuta jest bezcenna. A Michelle Williams jest olśniewająca.

                                                                                                          Wasza gaduła-Wiola
(Lepiej zablokujcie mi dostęp do bloga, bo się rozkręcam!)






*Za filmy nominowane uznałam wszystkie, które 
dostały nominację w kategoriach aktor,scenografia,
 scenariusz, efekty, muzyka itp.

1 komentarz:

  1. Bez oglądania się za siebie, dajesz Wiola! Do przodu :)

    Odnośnie filmu o MM, to raczej nie moje klimaty. Chyba że jest tam jakiś wątek o mafii, komunistach i rodzinie Kennedych ;P (jak nie ma to co to za historia MM ;P)

    OdpowiedzUsuń