Co nas kręci, co nas podnieca, czyli subiektywnie na każdy temat

poniedziałek, 4 czerwca 2012

Ona nadchodzi!!

    Nadszedł ten czas kiedy studenci namiętnie szorują okna, robią pranie czy wycierają kurze. Szkolą swoje umiejętności kulinarne czy zaczynają uprawiać sporty wyczynowe. WSZYSTKO, tylko nie nauka.
    Kiedy mamy uczyć się do sesji nawet ściana przed nami staje się ogromnie ciekawym zjawiskiem. W tym czasie nie mamy snów, bo nie dostępujemy zaszczytu jakim jest sen. Miesiące pilnej nauki przeobrażają się w  tygodnie walki! Zazdrościmy maturzystom, którzy wylegują się na słońcu, z zawiścią spoglądamy na licealistów, którzy teraz tylko chodzą na lekcje, by chodzić. Z lękiem spoglądamy w stronę wykładowców. Szukamy tajemnych ksiąg z tajemnymi zaklęciami, roznosimy ulotki  by stać nas było na skserowanie miliarda stron notatek...
    Pełni obaw patrzymy na indeks, na budynek uczelni, czy w końcu na sale wykładowe. W lewej dłoni ściskamy długopisy, w prawej różaniec. Wszystko oddamy za to, żeby ta czarna dziura w naszych głowach zniknęła. Z duszą na ramieniu wchodzimy do sal...

poniedziałek, 21 maja 2012

Magia pióra

    To cudowne uczucie, kiedy po kilku godzinach masz ukończony tekst. Z językiem wywalonym na plecy pędzisz, by oddać swoją pracę. Pełen uśmiechu i samozachwytu oddajesz dzieło ostatnich dni w ręce oceniającego i słyszysz pięknie brzmiące
                                              "Nie wiem, czy Pani sama to napisała"
    Chcesz odetkać sobie uszy, przetrzeć oczy, czy w końcu parsknąć śmiechem. Bo to chyba jakiś żart... Siedzisz, płodzisz każde zdanie milion lat, słońce świeci, wolność stoi tuż za rogiem, a potem ktoś stara Ci się wmówić, że TWOJA praca  nie jest wcale T W O J A. A kogo? Pytasz zszokowany. Misia gogo, to chyba jedyna słuszna odpowiedź na takie pytanie. Ale czy możesz się bronić? Czy "domniemanie niewinności" obowiązuje też w takich sytuacjach? Bo niby jak masz udowodnić, że wszystko co Oceniający widzi na kartce wyszło spod Twoich palców kilka chwil temu. Czy tak trudno pogodzić się z tym, że student może być kreatywny, że sam może wpadać na ciekawe pomysły, które są tak fajne, że aż trudno uwierzyć, że sam je napisał? Usiąść i napisać całą pracę, słowo w słowo tak od ręki? Nienawidzę takich momentów, kiedy starają się nam wciskać jakieś kity, a są ślepi na prawdziwe kopie. Bo w końcu PLAGIAT PLAGIATOWI nierówny.
    Co dzieje się, kiedy ktoś zerżnie jedno, dwa zdania z jakiegoś tekstu? Istny Armagedon! Sąd Rodzinny, CSI i Komisarz Alex wkraczają do akcji. Bo przecież nie możemy pozwolić, żeby ktoś taki zasiadał wśród grona naszych studentów! Szukają problemu tam, gdzie go nie ma. Tocząc pianę z ust, nie widzą kiedy ktoś żywcem bierze, wkleja, kopiuje cudze artykuły i bez mrugnięcia okiem, podpisuje się pod nimi własnym nazwiskiem.
    Mam ochotę krzyczeć : "Jestem do cholery studentką dziennikarstwa! Kiedyś mam tworzyć własne teksty, publikacje i to obelga, kiedy ktoś rzuca mi w twarz hasło <plagiat>. " Mam ochotę. Jednak nie zrobię tego. Bo nie wypada. Bo nie wolno. Bo istnieje milionpięćsetstodziewięćset powodów dla których lepiej tego nie robić. Bo zawsze jest jakieś ale, które blokuje. W tym momencie blokuje naszą możliwość obrony.
    Nie będę silić się o zaskakującą puentę. Powiem tylko, że jeśli mamy coś, co jest nasze, brońmy tego. Brońmy tego, co wychodzi z naszych głów!
                                                                                                                              Amen


niedziela, 13 maja 2012

Blue Ive Carter

      Dziewczynka, na którą czekał cały świat, nie tylko ten związany z show biznesem. Blue Ivy Carter córeczka gwiazd wielkiego formatu Beyonce i Jaya-Z przyszła na świat 7 stycznia 2012 roku. Wiele osób pomimo, że mała ma dopiero cztery miesiące już teraz wróży jej karierę na miarę rodziców. Taka mieszanka genów na pewno nie pójdzie na marne.



Sztuczny brzuszek

      Jednak nie wszystko było takie proste, jakby mogło się wydawać. Ciąża Beyonce obiegła cały świat. Media rozpisywały się o niej każdego dnia. Ona sama twierdzi, że zamieszanie wywołane wokół jej osoby jest nie potrzebne. To jednak nie ostudziło zachowania dziennikarzy, którzy uparcie twierdzili, że piosenkarka wcale nie była w ciąży. Oliwy do ognia dodawał fakt związany z jej wystąpieniem w programie Sunday Night, w którym udzieliła wywiadu. Wszyscy z niedowierzaniem obserwowali to, co działo się na planie. W chwili, gdy piosenkarka siadała na swoim miejscu, oczom wielu osób ukazał się zabawny obraz. Brzuszek gwiazdy w dość dziwaczny sposób zgiął się, zupełnie zmieniając swój kształt. I wtedy wszystko się zaczęło. Rozpoczęła się medialna wojna dotycząca spekulacji, czy aby na pewno Beyonce jest w ciąży???


 Tajemniczy poród

     Gdy po dziewięciu miesiącach na  świat przyszła córeczka Beyonce komentarzom nie było końca. Głównie ze względu na to, że cały poród był owiany tajemnicą. Przyszli rodzice wynajęli pokój w klinice Lenox Hill Hospital , w którym za jedną noc trzeba było zapłacić bagatela 800 dolarów. Ponadto Knowles na piętrze, na którym mieścił się jej pokój przeprowadziła rewolucje na miarę Magdy Gessler. Kazała wyburzyć ściany i zatrudniła armie ochroniarzy.
      Wiele osób myślało, że po porodzie cały medialny szum ucichnie. Niestety tak się nie stało. Pojawiły się plotki, że Beyonce wynajęła surogatkę, która urodziła Blue Ivy Carter. Dowodem na to miał być fakt związany z tajemniczym porodem w szpitalu. Rodzice dziewczynki długo nie wypowiadali się na ten temat, ponieważ zdawali sobie sprawę, że nagminne tłumaczenie się nie przyniesie pozytywnych skutków. Dopiero niedawno gwiazda zamiast udzielać wywiadów po prostu pokazała prywatne zdjęcia, na których widać krągły, ciążowy brzuszek.
      Czy sytuacja się wyjaśniła? Myślę, że tak. Jednak złośliwi pewnie i tak znajdą jakiś kolejny pretekst, aby udowodnić, że Beyonce opiera się na fikcji. Cóż taki już jest show biznes.



 Witaj na świecie malutka

      Gdy Beyonce i Jay-Z zostali rodzicami zaprzyjaźnione z nimi gwiazdy zaczęły składać życzenia przez Twittera. Pierwszym był potentat muzyczny Russell Simmons: "Gratulacje dla moich dobrych przyjaciół Beyonce i Jaya-Z". Zaraz po nim napisała Rihanna: "Witaj na świecie księżniczko Carter. Ciocia Rih".  Dzięki temu Blue Ivy Carter może pochwalić się sporym gronem cioć i wujków. Matką chrzestną dziewczynki została Kelly Rowland. Jay-Z zapowiedział, że zamierza rozpieszczać swoją córeczkę. Specjalnie na jej cześć nagrał kawałek zatytułowany "Glory". Zarówno on jak i Beyonce znani są z tego, że bardzo strzegą swojego życia prywatnego. W tym przypadku radość wzięła górę, dlatego szczęście, które go spotkało postanowił wyrazić przez muzykę.


     

sobota, 28 kwietnia 2012

Rozpisz się !


   Dla pisarza cierpiącego na tymczasowy brak weny twórczej, pomocą może okazać się zwyczaje bazgrolenie. Idąc za instrukcją : Usiądź przed czystą kartką, oczyść swój umysł. Nie myśl nad tym co musisz napisać, wspomnieniami wróć do przeszłości, wsłuchaj się w otaczające Cię dźwięki i zacznij powolnie ruszać piórem. Każde słowo, które przyjdzie Ci do głowy, każdą myśl-przelej na papier. Poświęć na to "ćwiczenie" ok 20 minut. Zobaczysz, że stopniowo będziesz się otwierał coraz bardziej i w końcu, spłodzisz tekst, o którym od tak dawna marzyłeś. 

    Brzmi trochę głupkowato, prawda? Przyznam się, że jeszcze tego nie próbowałam ( może dlatego moje "dzieło" siedzi zamknięte w folderze, w stanie surowym), jednak myślę, że dla nas, przyszłych dziennikarzy może się okazać pomocne. Może nie w takiej formie, lecz podobnej .... 

   Przechodząc jednak do sedna: nikt z marszu nie staje się wybitnym muzykiem, atletą, czy w końcu dziennikarzem. Każdy potrzebuje odpowiedniego treningu, swojego rodzaju rozgrzewki. MY, w ramach swojej dostajemy różnego rodzaju prace do napisania (mam na myśli nasze "zadania domowe"), które może niekoniecznie zachęcają swoją tematyką. Dlatego jakiś czas temu poszperałam w internecie w poszukiwaniu miejsca dla młodych pisarzy. I znalazłam super opcje dla tych z nas, którzy z pisaniem mają zamiar w jakimś stopniu związać swoją przyszłość. Kiedy cierpimy na "niemożność twórczą", zacznijmy pisać. Jeśli nie mamy weny na napisanie pracy lub nie podoba nam się nasza forma i styl pisania- pracujmy nad tym. Czytając, możemy wyrobić sobie zdanie na pewne tematy, pisząc natomiast, możemy wyrobić sobie rękę. Możemy nasze wypociny publikować lub nie, zostawiać nie ocenione lub wystawić się na ocenę społeczeństwa internetowego. Idealnym miejscem do tego rodzaju ekshibicjonizmu twórczego jest oczywiście internet. Tu, opcji mamy wiele. Możemy tak jak ja teraz, pisać notkę na na blogu. Ten serwis, jest wielotematyczny, możemy odszukać tu miliony różnych blogów, o różnej tematyce, dlatego dla tych, którzy chcieli by pójść w stronę bardziej "odpowiednią" dla niego, jako przyszłego dziennikarza, proponuję stronę wordpress.com. Sama przyznam się, że jeszcze nie testowałam tego portalu, ale widzę, że kilkoro moich znajomych już się w nim "zadomowiło" ;) Więcej natomiast mogę powiedzieć o innym portalu, który udało mi się wyszperać. Chodzi o eioba.pl
Hasło tego portalu to "Daj się przeczytać". Sami o sobie piszą, że miesięcznie odwiedza ich ponad              1 400 000 osób, oraz, że jest to 16 najbardziej popularny serwis publicystyczny w sieci. Brzmi zachęcająco? Jeszcze bardziej zachęci może Was tym, że tygodnik "Wprost" pisał o tym portalu :
"Złotą Stroną ostatniego tygodnia została witryna EIOBA, serwis tworzony przez społeczność, która chce się dzielić swoją wiedzą na różne tematy."
   Tutaj rejestrujemy się, wklikujemy swój tekst, który trafia do poczekalni. Tam oczekuje na "wypromowanie" . Cały myk polega na tym, że inni użytkownicy wchodzą na nasz tekst, mogą oddać na niego swój głos i/lub zamieścić komentarz. I w miarę rosnącej ilości głosów nasz artykuł wypływa na szerokie wody i znajduje się w dziale Popularne. Jeśli tekst okaże się na prawdę dobry i popularny, czeka na niego miesjce na "podium" czyli ciepła miejscówka w części Rekomendowane. I tak oto, może rosnąć nasza popularność oraz chęć tworzenia mile połechtana docenieniem ;) Ja już wywiesiłam jeden artykuł i mogę potwierdzić- mam ochotę pisać, sprawdzać siebie i opinie innych :)

    Na zakończenie, mój drogi Dziennikarzu, nie załamuj się, jeśli Twoje poprzednie teksty trafiły do kosza. Zamknij oczy, daj ponieść się rzecze myśli i PISZ, PISZ, PISZ a w końcu stworzysz dzieło idealne dla siebie pod każdym względem ;) Bo najważniejsza jest rozgrzewka, dlatego rozpiszmy się, tak jak rozpisujemy długopis, który po paru maźnięciach lata jak szalony po naszej kartce ;)

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Polak potrafi!



Nareszcie udało się!!! :)

      Polak udowodnił, że wystarczy trochę odwagi i zaangażowania, aby powstało coś, co zachwyci cały świat. Radzimir Dębski, bo o nim mowa to młody, polski kompozytor, który wziął udział w konkursie zorganizowanym przez Beyonce na remix jej najnowszego singla "End Of Time" z płyty "4".




      Radzimir wyprodukował swoje dzieło pod pseudonimem JIMEK, pokonując tym samym w konkursie ponad 3 tysiące uczestników z całego świata. Nowa wersja "End Of Time" została umieszczona w serwisie Soundcloud KLIK. Utwór odsłuchało około 1,5 miliona fanów, którzy we wstępnym głosowaniu zdecydowali, które remiksy odsłucha komisja. W jej skład wchodziły osoby wysoko "postawione" w świecie muzyki, m.in. Isabella Summers z zespołu Florence & The Machine, duński producent i DJ Afrojack, polskie duo producenckie Wawa, nowojorczyk DJ Jus-Ske, kompozytor i zdobywca Oscara Giorgio Moroder i oczywiście sama Beyonce.
      Konkurs został zorganizowany dla osób kreatywnych, twórczych, które nie boją się wyzwań a takim właśnie człowiekiem okazał się nasz rodzimy kompozytor. Sam zainteresowany przyznał w jednym z wywiadów, że o konkursie dowiedział się na 4 dni przed jego zakończeniem ale nie wybaczył by sobie, gdyby nie wziął w nim udziału. O wygranej Radzimir dowiedział się podczas rozmowy na Skaype przez samą Beyonce.



      Nagrodą za udział w konkursie były 4 tys. dolarów. Dzieło Radzimira zostanie umieszczone na oficjalnej 6-utworowej płycie Beyonce "4: The Remix", która będzie dostępna w serwisie iTunes na całym świecie od 24 kwietnia bieżącego roku. Dla młodego kompozytora takie wyróżnienie to wielki zaszczyt i możliwość pracy z wieloma ciekawymi ludźmi ze świata muzyki.




Serdecznie gratulujemy i życzymy kolejnych sukcesów :)





czwartek, 19 kwietnia 2012

To nie jest kraj dla starych ludzi

Dziś będzie poważniej niż ostatnio...

    Nie będzie to jednak recenzja filmu o tym tytule, chociaż o filmie też będzie. Niedawno pisałam Wam o filmach, jednak nie podałam tytułu żadnego, który słania do refleksji. Dziś obejrzałam "Erratum" (reż. Marek Lechki), w którym główną golę gra, moim zdaniem wybitny Tomasz Kot. Jednak nie o jego talencie będzie dzisiaj. Dziś będzie o starości. Dlatego, że właśnie ten film, tak dosadnie pokazał "polską starość", dlatego, że codziennie się z nią stykam, dlatego, że się jej boję...
    Główny bohater skłócony jest ze swoim ojcem i kiedy po latach,w celach służbowych wraca do rodzinnego Szczecina bierze udział w wypadku, w którym ginie inny stary mężczyzna. W dalszej części filmu poznajemy więcej szczegółów z życia zabitego a także zagłębiamy się w relacje ojciec-syn. W obu przypadkach historia wygląda podobnie, synowie są skłóceni z ojcami, których szczerze nienawidzą, nie wiedzą jednak, że Ci zawsze przy piersi noszą ich zdjęcie z dzieciństwa. Załamanie mężczyzn, opuszczenie ich przez żony, synów, prowadzi do tego, że ich życie jest tylko cieniem, a oni sami przypominają duchy. Ojciec głównego bohatera, Michała, mieszka sam, sprzedaje rupiecie na bazarku i prowadzi życie samotnika, nie chce rozmawiać z synem, kiedy ten go odwiedza, widać, że nosi w sercu wiele goryczy i urazy do niego. Ofiarą wypadku jest fan trylogii Sienkiewicza, którego wszyscy nazywali "Andrzej Kmicic". Wszyscy, to jednak nie jego rodzina, żona odeszła od niego, syn opuścił go w gniewie, a ona sam został w swoim starym domu z ogrodem, który kiedyś wypełniony był śmiechem żony i płaczem dziecka. Zestarzał się tam, zmizerniał, zgorzkniał, zaczął zbierać puszki ... Wiem, że takie sytuacje to nie fikcyjna rzeczywistość, która często gości w filach i książkach. Wiem, że tak dzieje się na prawdę, że tak dzieje się w Polsce. Rodzice kłócą się z dziećmi, te wyjeżdżają na drugi koniec kraju, by być jak najdalej i zapominają, lub starają się zapomnieć o tych, którzy "nie dawali im żyć"...
    Czy czasami myślimy, jak wygląda życie staruszków, których tak często mijamy na ulicy? Czy oprócz wkurzenia, które czujemy, kiedy widzimy babcie z siatkami, które niczym lwice walczą o miejsca w autobusach, czujemy coś innego przebywając obok nich ? Dzisiaj kupiłam z mamą lody w budce. Kiedy szłyśmy, minęła nas starsza Pani, która nagle zagadała do mamy. Zaczęła mówić, że też zjadłaby sobie loda, ale dostała dzisiaj emeryturę to wyprawi sobie bal. Czułam jakiś uśmiech w każdym jej słowie, jednak kiedy zniknęła za zakrętem pomyślałam sobie "Ta kobieta mieszka chyba sama, skoro zaczepia obcych ludzi i rozmawia z nimi jak ze znajomymi". Nie wiem, czy tak jest na prawdę, możliwe, że tak.
    Od tamtej pory myślę o tym, dodatkowo "Erratum" pogłębiło moje refleksje nad tym. Sama mieszkam z babcią i nie wyobrażam sobie, ze mogłabym zostawić ją samą, nie rozmawiać z nią całymi dnami ... Lubię przyjść do niej, pogadać, posiedzieć. Podziwiam ją za to, co co przeszła, że patrzy na świat pozytywnie. Cieszę się, że ma nas, a my mamy ją. Ale co z ludźmi, którzy są sami, opuszczeni przez bliskich, w dodatku schorowani. Życie w Polsce jest drogie, kiedy jest się młodym, jednak pełnym sił by zarabiać. Drogie pozostaje także wtedy, kiedy starzejemy się i nie mamy jak zarabiać nowych pieniędzy a przeżyć mamy za to, co państwo nazywa rentą. Słyszę wciąż, że leki idą w górę, a emerytury w dół. Nie boję się tego, ze będę stara i pomarszczona. Boję się tego, że moje życie potoczy się tak, że na starość będę mogła liczyć tylko na siebie. Dlatego myślę, że codziennie, dopóki możemy i mamy komu, pomagajmy. Nie tylko nosząc zakupy, ale chociażby rzucając uśmiech, nawet przelotny. Spędzajmy czas ze swoimi bliskimi, żebyśmy dali im poczucie bezpieczeństwa i miłości. Może nie zdołamy naprawić tego, co zaszło w ich życiach, ale możemy sprawić, że chociaż przez chwilę będzie lepsze .... ;)


poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Majty w dół, pieniądze na stół!

    Ostatnio, razem z moimi rodzicami oglądałam tv. Kiedy w końcu dorwałam pilota, biegałam po kanałach jak szalona. Zatrzymałam na jakimś kanale muzycznym i poszłam po herbatę. Kiedy wróciłam, zastałam moich rodziców "wpatrzonych" w ekran z delikatnym niesmakiem wypisanym na twarzy. Wtedy wypowiedział się Pan domu, czyli mój tato:
- Czy one wszystkie muszą teraz tańczyć w majtkach?
Moje oczy powędrowały w stronę tv i faktycznie, zobaczyłam wymalowaną laskę, wyginającą obalsamowane ciało zakryte powycinanym kostiumem kąpielowym. I zaczęłam myśleć...
    Historia z poprzedniego posta powtarza się. Znowu czuję się (jako odbiorca) jak głupia owca prowadzona na rzeź. Dostaję czasami naprawdę fajną piosenkę, miło się jej słucha, wpada w ucho itp. Najgorsze zaczyna się jednak po premierze klipu.... Gotowy produkt, który otrzymuję jest na prawdę gotowy, nawet powiedziałabym, że czasami przypomina fast-food.(I nie mówię tu o użyciu burgerów w teledysku!) Porównanie do fast-foodowego żarcia dlatego, że większość obecnych video opiera się na jednym schemacie: śpiewaj, tańcz i świeć pupą ( opcjonalnie łap się za kroczę). Tak jak cheesburger, powstaje z proszku tak niektóre teledyski są niczym zupka instant-wystarczy dodać trochę wody, zamieszać i gotowe! Na prawdę, jest to męczące.
    Prym w nagich teledyskach wiodą naturalnie hip-hopowcy, nie wiem, jak to ma się do ich tekstów bo nie słucham zagranicznego rapu, jednak widziałam parę basenowych klipów... Jeżeli chodzi o muzykę, która dociera do szerszego grona odbiorców, to muzyka pop obfituje w całe setki nagich, pół-nagich czy artystycznie-nagich teledysków. To dorabianie ideologi do poświecenia nagim ciałem jest już żenujące. Ogólnie z klipu na klip, najbardziej denerwuje mnie Lady Gaga. Przykładem "cielesnych" ruchów, blasku gołego tyłka i, (o matko!) motywu ???!! rodzenia jest jej Born this way .Na naszym podwórku, cóż, królowa jest tylko jedna i to Doda najbardziej szaleje w swoich teledyskach, aż nawet nie chce mi się szukać jej klipów, z resztą myślę, że każdy z Was widział chociaż jeden z jej "dzieł"(w każdym znajdzie się coś, godnego uwagi), chociażby hitową "Dżagę".


    Czy w obecnych czasach artysta popowy, aby osiągnąć sukces musi na każdym kroku prezentować swoje fizyczne walory? Na szczęście, nie jest to jedyny sposób na promocję czy zarobek. Zawsze znajdą się gwiazdy, ku których talent obroni się sam. Na szczęście! Dlatego teraz zostawię Was z kilkoma świetnymi piosenkami, które mają bardzo dobre klipy. I wiem, że nie spłonę rumieńcem, gdzyż nie zobaczycie niczego poniżej godności Waszej czy wykonawców. Wasze oczy i uszy zapraszam na ucztę i żegnam się na dziś ;)

Adele-Rolling in The Deep


Brodka- Krzyżówka Dnia


Lana Del Rey-Video Games



P.S Nie każdy teledysk, w którym widzimy piosenkarkę w kostiumie jest wulgarny czy nie smaczny, dlatego w ramach dowodu, Beyonce - Why Don't You Love Me, osadzony w tematyce pin-up, jednak przyjemny dla oka :)

czwartek, 12 kwietnia 2012

Keeping up with.....?!

          Uwaga, narodzie internetowy! Oto długo oczekiwany i wyglądany, nowy portret rodziny Kardashian!

Czyż nie jest to cudowne uczucie, tak popatrzeć na tą szczęśliwą rodzinę? Czy ich obfotoshopowane twarze nie wyrażają więcej niż 1000 słów? Po co nam Rafaello, skoro mamy ród Kardashian & Jenner ;)

     Na prawdę, nie wiem, nie mam totalnie zielonego pojęcia jak to się stało, że te twarze goszczą tak często na portalach, gazetach i w tv. Hmm, może nie tylko twarze, bo te występują przy okazji....A oto ta, która najczęściej gości na językach wszystkich, ta najsławniejsza część rodziy. No i zawsze przy niej obecna Kim :) To ta "pupa", której pojawienie wstrząsnęło światem. Prawdziwa czy nie? Oto jest pytanie na miarę XXI wieku...

                   
                Tytuł na zdjęciu to "The art of". Pomyślmy, która czynność, którą wykonuje, czy Kim, czy jej siostry, matka, ojciec, brat itp zasługuje na miano sztuki? Czyżby chodziło tu o sztukę manipulowania mediami? A może o sztukę promowania się na gołym tyłku? Zadziwia mnie to, co fascynuje w tej kobiecie te wszystkie miliony, które są źródłem jej miliardowych dochodów. Ich reality, sklepy, perfumy, linie ubrań, bielizny... Nie bierze się to z niczego, same dla siebie tego nie robią (mówię o wszystkich żeńskich przedstawicielkach "rodu", mężczyźni opalają się w ich blasku). 
                Czy my, odbiorcy mediów, na prawdę mamy tak szalenie nudne i monotonne życie, skoro z taką lubością oddajemy się rozrywce polegającej na podpatrywaniu znanych i bogatych podczas ich kolonoskopii czy wizyty w spa? Czy spalono wszystkie biblioteki i nie ostała się ani jedna zapisana kartka? Czy telewizja i internet zablokowały dostęp do treści, które z naszego mózgu nie zrobią pluskającej papki? Jak to się dzieje? Jakim sposobem fenomenem dzisiejszych czasów jest rodzina, która promuje się w każdy możliwy sposób, pokazuje nam swoją prywatność? Cholera, chyba wyemigruję na Marsa.... 
               Każdy ma swój czas, dla nikogo nie będzie trwał wiecznie. Kiedyś już ani operacje ani Photoshop  nie zdołają pomóc,a wtedy na wierzch wypływać zaczną prawdziwe talenty, które mają do zaoferowania coś więcej niż sztuczne uśmiechy i srebrne tyłki. A póki co, musimy zaopatrzyć się w przepaski na oczy, bo w Polsce pojawiły się samozwańcze "Polskie Kardashianki". Panie, Panowie, poznajmy GRYCANKIIIIIII

                        I coś, co wyraża wszystkie moje myśli w tym temacie ...
             

czwartek, 5 kwietnia 2012

Kamera! Akcja!

                   -Cześć. Nazywam się Wiola i jestem anonimową maniaczką filmowo-serialową.
                   - Cz-eść Wio-la!!!


        Nie musicie mocno mnie bić, żeby dowiedzieć się, że jestem psychopatką jeżeli chodzi o oglądanie. Jedną z lepszych rozrywek dla mnie, jest odpalenie filmu, lub kolejnego odcinka serialu i wtopienie się w życie bohaterów. To nie tylko "pusty zapychacz wolnego czasu". Ok, filmy oglądamy dla rozrywki, żeby się zrelaksować... Ale! Niektóre filmy niosą za sobą coś więcej. Czasami po seansie, mam totalną zwiechę, jak po przeczytaniu książki, trawię cały film. Czasami te obrazy pomagają dostrzec coś czego wcześniej nie widziałam, inspirują do robienia różnych rzeczy, wzruszają do łez lub wywołują we mnie niepohamowany gniew. Zdarza się tak, że mam ochotę rozwalić monitor komputera, ekran kinowy czy telewizyjny, żeby po prostu przypieprzyć temu wstrętnemu bohaterowi, który robi te wszystkie wstrętne rzeczy! 
       Żeby nie być gołosłowną, zilustruje odpowiednimi przykładami. Filmem, który miałam ochotę rozerwać na strzępy była "Nostalgia Anioła" . Oglądałam w osłupieniu, chciało mi się płakać i wymiotować zarazem. Naprawdę czułam przeogromną nienawiść do Stanley'a Tucci, który wcielił się w rolę pedofila-zabójcy. Teraz denerwuje mnie, że nie otrzymał Oscara za to wcielenie... Jednak wracając do obrazowania, jeśli chodzi o film, który ostatnio mnie wzruszył był to "Pamiętnik". Melodramat, aaah chyba budzi się we mnie kobieta, nie przepadam za takimi ckliwymi historiami ( a może powinnam napisać, nie przepadałam?), jednak ta wycisnęła ze mnie wszystkie łzy. Na prawdę piękne, piękne pokazanie miłości i oddania. Ryczałam, z zazdrości, ze smutku zmieszanego ze współczuciem. Ogólnie totalnie rozklejam się, gdy w filmach płaczą faceci. A tutaj, sceny kiedy stary Noah stara się rozbudzić w swojej ukochanej wspomnienia, kiedy cierpi, bo tęskni za nią a ona, choć obok, już nie jest NIĄ.... !!! Fenomenalny. Jeżeli to czytasz, czekasz pewnie teraz na przykład filmu, który "zmusił mnie do myślenia". A, będę trochę tajemnicza i napiszę "nie powiem" :P Może, kiedyś poświęcę cały wpis temu tematowi ;) A teraz, coś o odcinkach.
       Lubię seriale, bo lubię długie historie. Lubię różne rodzaje seriali, od kryminalnych po "romantyczne". Nie każdy serial podoba mi się, muszę poczuć "miłość od pierwszego obejrzenia". Aczkolwiek, 99% seriali, które zaczęłam oglądać oglądałam do końca (lub oglądam wciąż). :D Nie wiem czy wypisywać Wam jakieś tytuły, bo nie chciałabym wyjść na taką, która pokazuje jaka jest fajna poprzez chwalenie się serialami, które ogląda (KOBIECA LOGIKA) ;DDD  Tutaj też zaznaczam, że wpis ten nie jest ukazaniem tego, że rodzi się oto nowy krytyk filmowy. Nie, nie ;) Blog ma być w pewnym sensie o Nas ( Sandra i Ja), a jeżeli ma być o mnie, muszę powiedzieć o tym, co lubię też ! :D 
         Nie wiem kiedy wybiorę się do kina (uwielbiam to miejsce :) ), ale wiem kiedy obejrzę następny film ;D Jednak nie wiem jaki on będzie. Nie trzymam się sztywno jednego gatunku, chociaż są takie których nie cierpię oglądać, jednak tu nie o tym ;D Dlatego kończąc pożyczę wszystkich podglądaczom iście filmowych wrażeń podczas tych świąt. A ja pędzę, pielęgnować me uzależnienie! :)
                                                                                                                                              XYZ

czwartek, 29 marca 2012

NaGłos!

                 Rozkręcamy nasze uczelniane radio ;) Nie jest to prosta sprawa więc kręcimy się dość sporo. Ostatnio przyszedł czas na ukazanie naszych twarzy przyszłym słuchaczom!
                 21 marca odbyła się nasza mini-sesja zdjęciowa. Pod obiektywem Moniki Homan powstały zdjęcia ekipy radia oraz fotki przedstawiające audycje, które mają powstać.
                 Sesja była profesjonalna-oprócz profesjonalnego oka fotograf towarzyszył nam jak najbardziej profesjonalny sprzęt! Wszystko nadzorował opiekun radia, dr Krzysztof Kunert. Takie rzeczy nie dzieją się jednak w parę minut, dlatego Monika na obfotografowanie całej ekipy poświęciła kilka długich godzin. Widać było delikatną spinę u niektórych modeli (u mnie również !), jednak ogólnie sesja przebiegła w bardzo pozytywnej i raczej rozluźnionej atmosferze ;)
                 Za jakiś czas planujemy kolejną "sesyjkę", mamy nadzieję, że uda się zebrać wszystkich o jednej porze w jednym miejscu i pocykać kilka fotek pod hasłem "pełna ekipa-moment historyczny";) Po wejściu w linki możecie pooglądać sobie nasze buźki, którymi nachalnie tu straszyć Was nie będę ;) A już niedługo otwórzcie szeroko uszy i wsłuchujcie się w nasze głosy, które będą jak najbardziej hipnotajzing!
             

wtorek, 27 marca 2012

Co z tym jeżem?!

      Telewizja Polsat ostatnio zasypała nas swoim cyklem seriali para-dokumentalnych. "Dlaczego ja", "Trudne sprawy" czy "Pamiętniki z wakacji" swoją sławę zawdzięczają nie wciągającej akcji czy porywającym dialogom, lecz bezsensownym, wręcz groteskowym sytuacjom, które ukazują. Pamiętamy pewnie słynnego Dariusza kąpiącego się w wannie ukochanej. Teraz czas Dariusza minął! Nastała epoka MIĘSNEGO JEŻA!!



       Internet żywi się takimi nowościami. Internauci ze wszystkiego potrafią zrobić obiekt żartów. W tym przypadku, nie musieli długo nad tym myśleć. Wystarczy zobaczyć ten (żenujący) fragment "Pamiętników z wakacji" by uderzyć się w czoło z okrzykiem "CO JA PACZE?!"  Internetowi robią sobie najnormalniejsze jaja, a produkcja cieszy się wysokim poziomem oglądalności. Szczególnie aktorzy tam grywający uważają się za gwiazdy. I nie jest inaczej w przypadku Henia i Beatki, którzy wpuścili do naszego świata swojego mięsnego jeża. Teraz staną się (?!) twarzami Polskiego Mięsa...

       Oni pławią się w swej wątpliwej sławie a my zrywamy boki słuchając kolejnych remixów piosenki "mięsny jeż, mięsny jeż, ty go zjesz, ty go zjesz!". Ale jak to w internecie bywa, niedługo oczom czy uszom Internautów ukaże się inny "cud" i czas Henia i Beatki minie. 


         Dlatego nie pozostaje nam nic jak na dziś pożegnac się godnie, w stylu Henia"ŻEGNAJ! ADI OS!"

    

      
     

piątek, 16 marca 2012

Zawiły Complex

Prezydent Jeleniej Góry Marcin Zawiła został przemianowany za pomocą translatora zamieszczonego na stronie internetowej miasta Jeleniej Góry. Z tego wynika, że głową miasta jest Marcin Complex.
Prezydent stwierdził, że jest to niezręczna sytuacja. Dodał również, że cały system związany  z tłumaczeniem nazw został wykluczony jakiś czas temu. Prezydent zapowiedział także, że przystąpiono już do budowy nowej strony internetowej miasta. Strona będzie zawierała pewne tłumaczenie na język angielski stacjonarny, niemniej jednak Prezydent Jeleniej Góry zapewnia, że nadal będą korzystać z translatora.Według niego tłumaczenie w ten sposób treści (oprócz nazwisk) na języki obce ma sens. 

                                                                                                                                         

                                                                                                                                   Sandra

środa, 7 marca 2012

MERDE! w rzeczy samej

       Witajcie wirtualni ;) 
            Nie chciałam zasypywać was codziennie nowymi wpisami dlatego zaciągnęłam hamulec i dopiero dziś pojawia się nowiuteńki post.
            Tytuł to tytuł książki autorstwa Stephen'a Clarke'a - francuskiego Brytyjczyka ;)
          Na okładce widnieje jakaś taka skwaszona, niezadowolona cukinia, która niewątpliwie jest bohaterką I rozdziału. Ale od początku! Moja historia z tym "gównianym cyklem" ( merde z franc. gówno, cholera) rozpoczęła się przez przypadek. Jak to baba, lubię oglądać tvn Style i podczas jednej z moich sesji telewizyjnych trafiłam na odcinek "Kino Kanapa Książki" w którym Dorota Wellman zaczęła opowiadać o pewnym hicie ostatnich miesięcy na Wyspach. Każdy kto mnie zna, wie, że mam bzika na punkcie UK więc oczywiste było, że zaraz wygooglowałam sobie pana Clarke'a. 
        Pierwsza Książka, która jest pierwszą częścią cyklu nosi tytuł "Merde! Rok w Paryżu" i jest początkiem historii a raczej przygody Brytyjczyka imieniem Paul West, który z deszczowego Londynu przenosi się do samego Paryża. Nie robi tego w celach turystyczno  -wypoczynkowych -ma pomóc w tworzeniu sieci brytyjskich herbaciarni. Trafia na dziwną ekipę, w której znajduje się m.in człowiek-mors oraz kochanka szefa, który zamieszany jest w pewien 'mięsny interes'.
        Kiedy zobaczyłam książkę na sklepowej wystawie, nie mogłam się powstrzymać i kupiłam ją. To była lepsza z moich decyzji dotyczących kupna czegokolwiek! Czyta się ją cudownie! Ciekawe dialogi, humor ale najważniejsze to język w jakim Paul opowiada nam o "swoim" Paryżu. Barwne opisy, spostrzeżenia i co ciekawe-częste wstawki językowe. Z pierwszego tomu dowiedziałam się np, że we Francji strajki są tak częste jak deszcze w Wielkiej Brytanii i, że idąc chodnikiem lepiej nie bujać w obłokach, bo psie merde czyhają na nas na każdym kroku. Naturalnie, Paul nie spędza całych dni na pracy w biurze czy czyszczeniu butów z tych 'milych' niespodzianek! Kobiety i l'amour również są obecne  w jego życiu ;)
         Druga część, której okładkę możecie podziwiać wyżej to kontynuacja jego losów. Sama jestem w trakcie jej czytania, aktualnie znajduje się w rozdziale 4 " Liberte, Egalite, Salon de The", czyli między wypadkiem z ziółkami, sowicie zakrapianym spotkaniem z francuskimi rybakami i pomysłem rozkręcenia interesu rowerowego a otwarciem salonu herbaty o nazwie totalnie niezorumiałej i nieciekawej dla Anglików a szalenie interesującej dla Francuzów czyli "My Tea Is Reach". Cóż, jaki kraj taki obyczaj, dlatego jak w poprzedniej części tak i tu możemy dowiedzieć się co nieco o tym, jak wygląda życie we Francji, nie tylko w jej stolicy. Na prowincji życie biegnie zgodnie z rytmem pogody, dlatego w okresie wiosenno-letnim ma głównie kolor zielony i czerwony, od nadmiaru cukinii, truskawek i sałaty, które je się ze wszystkim i w każdej możliwej formie. Natomiast piaszczyste wybrzeża Francji wyglądają jak zjazd fanów rdzy i korozji. Oczywiście, wszystko to zakrapiane odpowiednimi trunkami! 
        I tak oto nasz drogi Paul żyje w kraju 'ślimaków', z których kulturą i zwyczajami musi się zmierzyć by nie wpadać z jednego merde w drugie. 


"- Connasse! - wrzasnął. 
Pomyślałem sobie, że francuskie przekleństwa są zdumiewająco gramatyczne. Nawet w ferworze słownej walki musisz pamiętać, by zmienić rodzaj męski słowa idiota, connard, na rodzaj żeński."


        Na mojej, stale lecz wolno powiększającej się  'książkowej półce' czeka już kolejna część "Merde!chodzi po ludziach". W empiku natomiast czekają 2 następne pozycje, "M jak merde!" i swego rodzaju poradnik "Jak rozmawiać ze ślimakiem". ;)  Zapewniam was, że zabawa podczas czytania jest przednia! Zgryźliwe uwagi mieszają się z wieloma humorystycznymi sytuacjami, w których Paul często się znajduje. Efekty dźwiękowe towarzyszące czytaniu to powtarzające się parsknięcia śmiechu. Dla wszystkich wielbicieli ironii i   brytyjskiego humoru zderzonego z francuskimi realiami ;)
Miłej lektury, Wiola ;)

czwartek, 1 marca 2012

Obrona przed czarną magią

     Ci, którzy widzieli bloga tuż po narodzinach zapewne zauważają, że brakuje 2 pierwszych wpisów. Niestety, to wszystko przez to, że nie dostałyśmy listu z Hogwartu i nie mogłyśmy uczęszczać na zajęcia z obrony przed czarną magią. Skutki są widoczne teraz - edycja, techniczne nowinki, to wszystko przed czym nie potrafimy się obronić! Na szczęście jest wiele innych rzeczy, które potrafimy robić-lepiej bądź gorzej. Jeżeli będziecie często Nas odwiedzać pewnie zauważycie różnice w postach moich i Sandry (moich niestety będzie pewnie więcej-gadulstwo nie tylko w formie ustnej ). 


      W ramach opóźnionego wstępu naskrobię o czym będziemy blogować. Czekacie pewnie na odpowiedź krótką i zwięzłą, najlepiej w myślnikach. NIESTETY! Niech gadulstwo będzie z Nami i Wami. 
        Często spotykamy się z określeniem, że internet jest śmietnikiem, dlatego my będziemy śmieciarzami, a raczej śmieciarkami, które dla Was będą segregować te odpadki. Jednak nie tylko w tym śmietniku będziemy siedzieć, bo jak wiadomo My też w głowach mamy śmietnik, większy lub mniejszy, ale zawsze ;> Nie obiecam, że to co wyszukamy będzie "perełkami", ale możemy obiecać, że wszystko co napiszemy będzie esencją naszych myśli ;) Z czasem dowiecie się o rzeczach, które lubimy, których nie cierpimy, na myśl o których mamy ciarki.  
     Nie możemy obiecać, że nasz blog poświęcony będzie TYLKO muzyce, TYLKO literaturze lub TYLKO  modzie. Myśli pędzą niczym samochody na autostradzie i czasami ciężko je złapać a tym bardziej uporządkować. Jak sam tytuł wskazuje, co przemyślane zostanie wypisane a raczej wystukane ;) Nie będziemy bawić się także w lekarzy serc czy waszych umysłów, nie będziemy nawracać , moralizować czy krytykować. Zabawa słowem i myślą, to może będzie to. Ale jak to w życiu bywa, wszystko wyjdzie w praniu. 
        Czytajcie, inspirujcie nas, zaskakujcie ;) Pomysłów na posty szukać będziemy wszędzie, żadnych ograniczeń, żadnych limitów. A teraz zacznę bić sobie brawo, ponieważ nie rozpisałam się zbytnio, jak to mam w zwyczaju. Ufff!
             Kolejnych wpisów oczekujcie nie wiem kiedy, bo z weną jest jak ze szczęściem, raz jest a raz jej nie ma ;) 
                                                                                                                                             Wiola  

wtorek, 28 lutego 2012

Blogosfera

Witajcie kochani:)
          Kilka dni temu został ogłoszony konkurs przez onet.pl na najlepszy blog roku 2011. Znamy już zwycięzców. Nagrodę główną zdobył Paragon Podróży, blog z którego dowiecie się jak bez wydawania fortuny poznawać świat dobrze się przy tym bawiąc. Oczywiście nie obyło się bez wyróżnienia głównego, które przypadło Piktografice i Zorkowaniu. Ponadto mamy również zwycięzców w takich kategoriach jak: Ja i moje życie, Profesjonalne, Polityka i społeczeństwo, Podróże i daleki świat, Kultura, Foto, video, komiks, Blogi literackie, Moje zainteresowania i pasje, Absurdalne i offowe, Teen. Należałoby również wspomnieć o Blogach blogerów i Wyróżnieniach specjalnych, właśnie w tej kategorii nagrodę otrzymał Make Life Easier. Blog, który jest moja inspiracją a jego czytanie sprawia mi wiele przyjemności. Serdecznie gratuluję i życzę dalszych sukcesów:)
           Według mnie taki konkurs to świetny pomysł. Jest tak wiele osób, które posiadają blogi. Za jego pomocą dzielą się z innymi ludźmi swoimi zainteresowaniami, pomysłami, bądź problemami. Poruszane są w nich najróżniejsze tematy, dlatego każdy z nas może znaleźć w nich coś dla siebie. Czasami nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak wiele możemy dowiedzieć się o twórcy danego bloga, po przeczytaniu kilku postów napisanych przez niego. Z własnego doświadczenia wiem, że czytanie blogów wciąga;) Mam dwa ulubione, które odwiedzam przy każdym włączeniu komputera i za każdym razem odnajduje w nich kolejne ciekawostki. Od dłuższego czasu stałam po jednej stronie tej „bajki”. Byłam, jestem i będę gorliwą czytelniczką, jednak od niedawna znajduję się po dwóch stronach. Kogoś kto czyta blogi i kogoś kto je pisze, ponieważ razem z moją koleżanka ze studiów założyłyśmy bloga. Teraz my także będziemy dzieliły się z Wami przemyśleniami związanymi ze współczesnymi wydarzeniami. Mam nadzieje, że „wypisanee” przez nas myśli i spostrzeżenia będą dla Was smacznym kąskiem a dla nas inspiracją do tego aby pisać jeszcze więcej.


                                                                                                                                    Sandra :)

Buszując w sieci

     Dziś wybrałyśmy się na polowanie. Nie zabrałyśmy ze sobą sieci, ponieważ same w nią wpadłyśmy. Chciałyśmy znaleźć jakiegoś ciekawego i wartego uwagi bloga. Od pewnego czasu zaglądamy na bloga sławnej już w internecie Kasi Tusk www.makelifeeasier.pl  i postanowiłyśmy naskrobać Wam właśnie o nim :)
     Po kliknięciu w linka ukaże się wam bardzo "schludna" strona, kolory są stonowane ale nie nude! Wszystko tworzy tam wielką całość przez co jest bardzo harmonijne. Wygląd współgra idealnie z tekstem, który także jest uporządkowany. 

 
         Blog poświęcony jest głównie ukazaniu życia młodych kobiet. Autorka, a raczej autorki pokazują jak ładnie i w miarę tanio się ubrać, gdzie i co smacznie zjeść lub po prostu ciekawie spędzić czas wolny. Wszystko to oprawione jest sporą ilością zdjęć, najczęściej autorstwa Kasi i Zosi. 
          Wpisy nie są długie, jednak zaspokajają ciekawość czytelników. Specjalnie nie użyłyśmy formy "czytelniczek", ponieważ między fanami bloga znajdują się także mężczyźni. Znaleźli się nawet na tyle odważni, by sparodiować wpisy dziewczyn poprzez utworzenie strony na facebook'u o nazwie Make Life Harder :)







          Fani bloga dziewczyn to nie tylko mlode kobiety i szaleni mężczyźni, ale także starsi, doświadczeni "mieszkańcy" sieci. Świadczyć o tym może chociażby nagroda za Najlepszy Blog Roku 2011, ktorą Makelifeeasier otrzymał w kategorii Wyróżnienie specjalne. Nagroda jak najbardziej zasłużona, ponieważ autorki nie ograniczają się tylko do dodawania wpisow, ale utrzymuja kontakt z komentującymi fankami ich strony. 
           Na sam koniec gratulujemy i życzymy dalszych sukcesów. A sobie życzymy tych pierwszych! :)

xoxo Wiola i Sandra <3

sobota, 25 lutego 2012

And the Oscar goes to...

     
 Witajcie! Pierwszy wpis, wita Was ;) Mamy nadzieję, że polubicie naszego bloga. Nie musicie śnić o nim po nocach, ale jedna myśl dziennie to już sukces ;)) W takim razie przechodzę do tematu dzisiajeszego posta!

        Jestem świeżo po 1:38:54 z  Marilyn. To 7 film, który obejrzałam (do tej pory) z listy nominowanych w tym roku.* Jutro rozdanie i wszystko stanie się jasne. W tamtym roku miałam jednego, największego faworyta, jeżeli chodzi o film roku jak i aktora-moje serce i podziw oddałam dla "The King's speech" oraz, oczywiście Colina Firth'a (kocham go!). Teraz, kciuki trzymam za Michelle Williams, która wcieliła się w MM.
        Bardzo zdziwiłam się, kiedy ogłoszono nominacje. Moje zdziwienie spowodowane było brakiem nominacji dla samego filmu, ponieważ nominację dostała właśnie Williams. Jeżeli mam być szczera, dzieło Simona Curtis'a bardziej zasługiwało na nominację niż film Allena. Ale to w końcu zdanie Akademii, dlatego kciuki w tym roku trzymam za "Artystę", chociaż wszyscy wiemy, że szczególnie ich nie potrzebuje ;) Żałuję, że nie widziałam jeszcze "Żelaznej damy" ponieważ chętnie zobaczyłabym tą wybitną rolę Meryl Streep, która zapewne (mimo moich kciuków) przyniesie jej statuetkę w kategorii Najlepsza Aktorka. Wierzę jednak, że jeżeli nie zdarzy się to jutro-nazwisko Michelle prędzej czy później odczytane zostanie na gali Nagród Akademii.
        Podczas oglądania doszłam do kilku wniosków. Cały film był o Marilyn, jednak to nie ona była główna bohaterką. Oczywiście, gdyby nie ona, życie bohaterów nie uległo by zmianie, jednak cały film wirował w okół uczuć młodego Colina. Ich drogi zeszły się, przez co mogliśmy bliżej poznać MM, która wcale nie zawsze była i nie zawsze chciała nią być. Uznaję rolę Monroe, za bardzo trudną i wymagającą, ponieważ Michelle nie tylko musiała zagrać gwiazdę, jej zagubienie, szaleństwo, ale również musiała pokazać jakie trudności sprawiało Marilyn odgrywanie innych ról. Powiecie pewnie, że każdy kto gra aktora w filmie tak ma. Ja odpowiem jednak: tu jest inaczej. Dlatego odsyłam Was do zobaczenia tego pięknego, pięknego filmu ;)
        Ale nie skupiałam się tylko nad głównymi postaciami. Moją uwagę od początku przyciągnęła Emma Watson i mimo, że wystąpiła w niewielu scenach, bardzo mi się spodobała. W ogóle nie myślałam o niej przez pryzmat Hermiony. Patrzenie na nią sprawiało wiele przyjemności i chętnie zobaczyłabym ją w wielu innych filmach.
        Mogłabym tak siedzieć i pisać całą noc, najpierw o tym filmie, później o kolejnych. Książki i filmy-to polecam każdemu. To cudowne uczucie, kiedy możesz wkroczyć w inny świat,w wiele innych światów. Każda nowa okładka wprowadza w zupełnie inną rzeczywistość. Na sam koniec zachęcam Was do zobaczenia "My week with Marilyn". Naprawdę warto, każda minuta jest bezcenna. A Michelle Williams jest olśniewająca.

                                                                                                          Wasza gaduła-Wiola
(Lepiej zablokujcie mi dostęp do bloga, bo się rozkręcam!)






*Za filmy nominowane uznałam wszystkie, które 
dostały nominację w kategoriach aktor,scenografia,
 scenariusz, efekty, muzyka itp.